zachwyt, inspiracja, pragnienia, zmysł, smak, ciekawość, zapach, pożądanie, piękno

Zlatan Ibrahimović

Na boisku jest żywiołem i to zarówno w sposobie bycia jak i zdobywania goli. Cechuje go może nie tyle błyskotliwa technika, geniusz, co naturalna i jakby wrodzona umiejętność czucia piłki i znajdowania się w odpowiednim miejscu. Gdy ogląda się te najwspanialsze zdobyte przez niego bramki, uderza nie tyle maestria uderzeń, co łatwość ich strzelenia z najbardziej niewiarygodej pozycji. Styl gry Zlatana to cały on – bezczelny, pewny siebie, arogancki z domieszką błyskotliwej nieustępliwości. 
Ekscentryzm Zlatana jest pochodną jego natury, podkreślonym dodatkowo przez życiowe zawirowania i dramaty. Wychowany w rodzinie bośniackich emigrantów, w szwedzkim miasteczku Rosengård nie miał łatwego i szczęśliwego dzieciństwa. Jak wspomina w swej autobografii Ja, Ibra: Nie było tam dla nas uścisków ani czułości. Nikt mnie nie pytał: „Jak ci dziś poszło, Zlatan?”. W moim domu wszyscy mieliśmy okropne charaktery, nie sposób było usłyszeć pięknych, miłych zdań, jak na przykład: „Skarbie, czy byłbyś tak uprzejmy i podał mi masło?”. Zamiast tego było coś w rodzaju: „Rusz dupę i przynieś mleko, ciemniaku”. Żaden dorosły nie pomagał mi w lekcjach, nie pytał, czy mam jakieś problemy. Trzeba było radzić sobie samemu i nie skarżyć się, jeśli ktoś cię obrażał. Musiałem zaciskać zęby, zawsze było ciężko. Goniono mnie z kijem, podczas gdy oczekiwałem trochę ludzkiego ciepła. Wszystko to przez fakt niedobranego małżeństwa rodziców, w której to relacji zabrako po prostu miłości. Gdy Zlatan miał dwa lata, rodzice rozstali się. Matka, pracująca po czternaście godzin dziennie jako sprzątaczka, nie potrafiła dać swoim dzieciom tego, czego potrzebowały najbardziej – ciepła i miłości. Ojciec z kolei, znany z wybuchowego temperamentu, był alkoholikiem, który choć fizycznie obecny, nie potrafił zapewnić dzieciom poczucia bezpieczeństwa. Po rozwodzie rodziców, nastoletni Zlatan trafia do ojca, którego określił mianem pierwszego nauczyciela i który zaszczepił w nim nieustępliwość. Jak wspomina w Ja Ibra, pewnego dnia otrzymał od niego coś, co stanie się dla niego życiowym sterem: męską szkołę charakteru: – Kiedy kupiliśmy dla mnie nowe łóżko w IKEA, tata nie mógł sobie pozwolić na zapłacenie za transport. Dostawa do domu kosztowała dodatkowe pięćset koron czy coś koło tego. Co zatem zrobiliśmy? Proste. Tata przetransformował się w Supermana: niósł łóżko na plecach przez całą drogę do domu. Prawdziwe szaleństwo, niósł je kilometr po kilometrze, a ja szedłem za nim z zagłówkami. Nic nie ważyły w porównaniu z jego ciężarem, ale nawet nie udawało mi się utrzymywać jego tempa. „Spokojnie, tato. Zatrzymaj się co jakiś czas”. On jednak szedł dalej jak czołg. Miał styl macho – opisuje. Już w wieku 16 lat powiedział, że interesuje go gra wyłącznie we włoskich klubach. Tak podziwiani przez niego Brazylijczycy, a zwłaszcza Ronaldo (kiedy Szwecja grała z Brazylią kibicował… tym drugim), byli kolejnymi, choć (na razie) nieznanymi osobiście mentorami. Jak zapowiadał, tak uczynił. Już w 2004 roku grał w Juventusie, jednak spełnieniem jego marzeń był transfer do AC Milan, który zapłacił za niego w 2009 roku 32 miliony €. To wtedy też został królem strzelców Serie A, zdobywając 25 goli.
Jak przyznaje Zlatan do momentu spotkania żony Heleny potrafił całymi tygodniami przeżywać porażkę lub jakiekolwiek inne niepowodzenie. To ona – była modelka i dyrektor linii lotniczych tworząc z nim dom, zapewniła mu komfort pracy – Zlatan mógł skupić się tylko na piłce, w myśl słów José Mourinho, który powiedział do niej kiedyś: „Nakarm go, spraw żeby się wysypiał i był szczęśliwy”. Helena zaprowadziła ład w jego dotąd zwichrowanym, pełnym przypadkowych romansów życiu, a dwaj synowie zapewnili „złemu chłopcu” prawdziwą rodzinę o której tak marzył. To Helena zarządza domem i kieruje karierą męża, co skutkuje wieloma udanymi posunięciami, jak udział w licznych kampaniach reklamowych i robieniem szumu medialnego wokół jego osoby. Ale Zlatan nie byłby tym kim jest, gdyby nie jego agent Mino Raiola, który na tyle sprawnie kieruje jego karierą, że pozwala mu brylować nie tyle w największych i najwspanialszych klubach, co trafić do składu, w którym będzie się czuł najlepiej i który pozwoli wydobyć i ukazać wszystkie jego umiejętności. Porażka z wyborem Barcelony, która miała postawić go w szeregu najwybitniejszych piłkarzy Starego Kontynentu, a może i nawet świata, dała obu życiową nauczkę. Ibrahimović do dziś dnia wspomina Pepa Guardiolę jako nie umiejącego porozumieć się z piłkarzami trenera-wyrobnika i stawia go na przeciwległej do podziwianego Mourinho. Znów dał znać o sobie niewyparzony język Zlatana, kiedy to w szatni Barcelony padły pamiętne słowa o „robieniu pod siebie na widok Mourinho”. To definitywnie pogrzebało jego karierę w katalońskim klubie. – Możecie mi wierzyć: muszę być wściekły, żeby grać dobrze. Muszę krzyczeć i robić dym. Na boisku muszę być wolny jak ptak. Należę do tych, którzy chcą robić różnicę na wszystkich poziomach, ale Guardiola zdecydował się mnie poświęcić. Taka jest prawda. Zamknął mnie tam na górze – wspominał w Ja, Ibra. 
Jazda ponad 300 kilometrów jednym z jego ukochanych Porsche, wdanie się w pyskówki na konferencjach prasowych czy nieobliczalne zachowanie świadczące tyleż o fantazji, co wybuchowym temperamencie, jest sposobem na ujście tkwiącej w nim wiecznie agresji. A to nic innego jak piłka uratowała go od, jak sam to przyznał, zostania kryminalistą. Młody Zlatan miał liczne zatargi z prawem – kradzieże rowerów były najpoważniejszymi z nich. Jak wspomina, dostarczały mu niesamowitej adrenaliny ale też… pozwalały zwiedzać okolice Rosengård. Piłka dała Ibrahimovicowi drugie życie, stała się nie tylko przysłowiową deską ratunku, ale też pozwoliła na zagrania na nosie losowi, przewidującemu dla niego życie na ulicy. 


W zasadzie powinienem dokończyć rozpoczętą w poprzednim numerze opowieść o Azji, gdzie po przygodach w Malezji, na wyspie Langkawi i w Wietnamie, w Sajgonie, poleciałem do Tajlandii, ale pomyślałem sobie, że raz, co za dużo to niezdrowo, dwa, sam Bangkok to za mało, żeby napisać fajnie o tym kraju.

Urzeczeni niezwykłością tego kraju postanowiliśmy opisać to, co przez kilka dni udało nam się tu zobaczyć, czego posmakować i czym nacieszyć oczy
 

Sztuka jako odtrutka na rzeczywistość. Sztuka jako lustro, bo kto inny pokaże dosadniej? I wreszcie sztuka jako wyraz kontestacji.