Zdarza się dwa razy do roku i za każdym razem powoduje prawdziwe szaleństwo. Mowa o wyprzedażach. Niskie ceny i atmosfera ogólnego podniecenia możliwością oszczędzenia chociaż niewielkiej kwoty sprawiają, że zapominamy o zdrowym rozsądku i w pośpiechu rzucamy się na zupełnie nam czasem niepotrzebne rzeczy. Takiej postawie konsumenckiej sprzeciwiają się zwolennicy najnowszej mody z przedrostkiem slow, czyli takiej, w której kupujemy mniej, ale za to w naszych szafach znajdują się tylko te rzeczy, które faktycznie nosimy, a dodatkowo przy ich produkcji respektowano zarówno prawa człowieka, jak i zwierząt. O slow fashion po raz pierwszy zrobiło się głośno w 2007 roku. Termin rozpowszechniła Kate Fletcher – prekursorka ruchu slow w świecie mody, wykładowczyni akademicka i konsultantka brytyjskiej Izby Lordów ds. odpowiedzialnej mody. W swoim artykule The Ecologist Fletcher stwierdziła, że w fast fashion nie chodzi o szybkość, a o chciwość. Producenci popularnych marek chcą sprzedać jak najwięcej, wydając na produkcję jak najmniej. Żądni zysku nie liczą się z niczym. Przemysł odzieżowy przewodzi w kwestii łamania praw człowieka, niszczeniu środowiska i zadawaniu cierpienia zwierzętom.
Made in Bangladesh
O sytuacji w azjatyckich fabrykach, w których szyte są ubrania zrobiło się szczególnie głośno przy okazji emisji dokumentu o norweskich blogerach. Trójka młodych ludzi pojechała do Kambodży, by tam przekonać się, jak wygląda uszycie ubrań do kolejnej kolekcji ich ulubionych marek. Nie obyło się bez łez. Skandalicznie niskie pensje, ledwo starczające na opłacenie małej klitki służącej za mieszkanie, a do tego choroby wywołane złymi warunkami pracy, to codzienność robotników tych fabryk. Jeszcze do niedawna media na całym świecie publikowały zatrważające wyniki statystyk zachorowań na pylicę wśród pracowników firm produkujących jeansy. Tzw. piaskowanie to jedna z metod uzyskania „znoszonego” efektu. Przy tej czynności unosi się dużo kurzu, maleńkich nitek i pyłu krzemionkowego zagrażających życiu. Choroby to jednak nie jedyne zmartwienie. Budynki, w których odbywa się produkcja, są często zwyczajnymi ruinami. Nic więc dziwnego, że pod ich gruzami giną ludzie. Tak było w przypadku Tazreen Fashion, w której w wyniku pożaru zginęło ponad 120 osób. Również na naszym podwórku nie brakuje winowajców. W kwietniu 2013 roku w Szabharze w Bangladeszu pod ruinami budynku, w którym mieściło się kilka fabryk odzieży, zginęło 1127 osób szyjących dla międzynarodowych korporacji. Między innymi dla LPP, polskiej korporacji zarządzającej takimi markami jak Reserved, Cropp, House, Mohito i Sinsay.
Tani luksus
Winne są nie tylko sieciówki. Prawdziwy BOSS płaci godziwe wynagrodzenie – to hasło kampanii wymierzonej przeciwko luksusowej marce, jaką jest Hugo Boss. Sukces firmy zbudowano na trudnej sytuacji ekonomicznej pracowników z Europy Wschodniej i Turcji. Sytuacją w fabrykach Bossa zajęło się Clean Clothes Campaign – organizacja pozarządowa demaskująca nadużycia potentatów branży modowej. CCC nie tylko walczy z firmami odzieżowymi, ale również edukuje konsumentów, zwiększając ich świadomość w kwestii warunków, w jakich produkowane są kupowane przez nich ubrania. Zmienić system chcą nie tylko europejskie organizacje, ale również sami pracownicy. Jesienią ubiegłego roku wybuchły protesty w Kambodży. Robotnicy protestujący na ulicach Phnom Penh żądali podwyżki płac do 177 dolarów. Giganci przemysłu odzieżowego, produkujący tam ubrania zapewnili, że zwiększą swym pracownikom wynagrodzenie.
Zabójcza moda
Cierpią nie tylko ludzie. Coraz więcej mówi się o krzywdzie zwierząt, których skóry i futra są wykorzystywane do produkcji luksusowych ubrań i dodatków. Do wyobraźni konsumentów mają przemówić kręcone ukrytą kamerą drastyczne filmy, mrożące krew w żyłach. Jednak niekiedy dzieją się cuda. Po opublikowaniu materiałów wideo przedstawiających „pozyskiwanie angory” używanej przy produkcji swetrów, jedna ze słynnych sieciówek wstrzymała produkcję ubrań z tej tkaniny, pochodzącej bezpośrednio z futra żywego królika.
Jak zwolnić?
Czy firmy odzieżowe są fair? Czy kupując w takich sklepach jak H&M, Zara, Nike lub w jednej z marek polskiego giganta odzieżowego jakim jest LPP, wspieramy nierespektowanie praw człowieka i znęcanie się nad zwierzętami? Od teraz żadne działania słynnych firm nie będą znane tylko wtajemniczonym. Dzięki opracowanej przez Clean Clothes Campaign aplikacji na telefon i tablet – Fair Fashion – każdy, w dowolnej chwili, może sprawdzić jaką politykę społeczną prowadzi ulubiona przez niego marka. Firmy poproszono o konkretne informacje na temat ich działań, i oceniano za pomocą zestawu kryteriów. Maksymalnie można było uzyskać 40 punktów. Od teraz w przymierzalni warto nie tylko sprawdzić, czy wybrane przez nas ubranie dobrze leży, ale także czy przy jego produkcji ktoś nie cierpiał.