zachwyt, inspiracja, pragnienia, zmysł, smak, ciekawość, zapach, pożądanie, piękno

Richard Meier. Biel doskonała

Richard Meier od 50 lat pozostaje wierny tradycji modernizmu, nie ulegając ani naciskom klientów, ani zmieniającej się modzie. Zdarza się, że szalony polityk publicznie pali makietę jego budynku, ale Meier zawsze twardo broni własnego zdania. Być może dlatego w 1984 roku, wówczas jako najmłodszy twórca w historii architektury, otrzymał Nagrodę Pritzkera.
Do Getty Center prowadzi kolej szynowa, która wznosząc się po łagodnym zboczu, powoli oswaja zwiedzających z krajobrazem południowej Kalifornii. Muzeum znajduje się na wzgórzach Santa Monica, górując nad autostradą międzystanową 405 i ekskluzywną dzielnicą mieszkaniową Brentwood. Czołowy projekt fundacji potentata naftowego, J. Paula Getty’ego, i duma Richarda Meiera to zespół budynków, placów oraz ogrodów na planie koła, które przenikają się z krajobrazem, wciągając odwiedzających w wielopoziomowy labirynt. Mimo że galeria renesansowych portretów, duma Getty Center, zwykle świeci pustkami, to co roku przyjeżdża tu ponad milion zwiedzających. Turyści wylegują się na rozległych trawnikach i podziwiają panoramę Los Angeles – miasta, które w 1984 r. otwarło swoje podwoje dla nowojorskiego architekta. 
Ponad 50 lat temu Richard Meier, świeżo upieczony absolwent Cornell University, zaczynał karierę w korporacyjnym Skidmore, Owings & Merrill, gdzie stopniowo rozwijał swoje zainteresowanie modernizmem. Fascynowali go prekursorzy stylu – Frank Lloyd Wright, Mies van der Rohe, a w szczególności Le Corbusier, którego spotkał podczas krótkiej wizyty w Paryżu w roku 1959. Stając twarzą w twarz z mistrzem, zaproponował swoje usługi, chociażby za darmo, ale Le Corbusier był nieugięty: kilka lat wcześniej stracił szanse na projekt w Nowym Jorku i zapałał do Amerykanów wielką niechęcią. Meier zaczął pracować na własny rachunek w roku 1963, początkowo szkicując na desce kreślarskiej we własnym mieszkaniu. Pierwsze zlecenie otrzymał od swoich rodziców, którzy poprosili go o zaprojektowanie domu na działce w Essex Fells w New Jersey. Następny projekt, Smith House w stanie Connecticut, nie tylko przyniósł mu uznanie nowojorskiego środowiska architektów, ale także zapewnił lawinę zleceń. Aprobata mistrza nie była już potrzebna. 
Przez ostatnie dekady styl Meiera praktycznie się nie zmienił. Łatwo zauważyć jego upodobanie do projektowania rytmicznych elewacji i kompozycji z prostych form geometrycznych, a także wszechobecną biel, która czasem drażni innych architektów. Gdy w 1984 r. odbierał Nagrodę Pritzkera, potocznie nazywaną ,,architektonicznym Noblem”, w przemowie nawiązał do rozmowy ze swoim wówczas czteroletnim synem. Malec zapytał ojca, jaki jest jego ulubiony kolor. Ten odpowiedział zaskoczonemu dziecku, że lubi biel. Wyjątkowy kolor, który zmienia się pod wpływem światła i cienia, mając zdolność ciągłej transformacji. Nuda, jak mówi wielu młodszych projektantów, ale w parze z żelazną konsekwencją Meiera idzie wyjątkowy talent do projektowania wnętrz – reprezentacyjnych, eleganckich i pełnych naturalnego światła. Jego projekty można rozpoznać w ułamku sekundy. W jednym z tekstów brytyjskiego „Guardiana” Richard Meier opisywany jest jako ,,bezpieczny wybór” wśród gwiazd światowej architektury. 

Bezpieczny na tyle, że jego budynki znajdziemy prawie w każdej europejskiej stolicy. Jeden z najbardziej prominentnych przykładów to Muzeum Sztuki Współczesnej MACBA. Położone w zabytkowej części Barcelony, inicjuje ciekawy dialog pomiędzy starą i nową architekturą, jednocześnie kształtując przestrzeń placu Àngels. Większość architektów traktuje projektowanie w ojczyźnie Gaudiego jako pretekst do eksperymentów. Meier pozostaje wierny bieli i rygorystycznym kompozycjom, raz jeszcze wybierając własną drogę. 
Ale nawet tradycjonaliści nie są w stanie uniknąć kontrowersji. W 2006 r. Meier zaangażował się w prace nad muzeum Ara Pacis w samym sercu Rzymu. Budynek miał mieścić tylko jeden eksponat – ołtarz z początku naszej ery, przypominający o czasach świetności Imperium Rzymskiego. Było to jeszcze przed otwarciem dynamicznego Muzeum Sztuki XXI Wieku MAXXI autorstwa Zahy Hadid, które uodporniło mieszkańców Wiecznego Miasta na widok nowej architektury. Siedem lat temu, kiedy prace nad muzeum Ara Pacis dobiegały końca, zastępca ministra kultury, Vittorio Sgarbi, publicznie spalił makietę budynku, porównując go do taniej stacji paliw. W tym samym czasie Gianni Alemanno, prawicowy kandydat na burmistrza Rzymu, obiecywał, że gdy tylko zostanie wybrany, rozbierze muzeum i ulokuje je gdzieś na przedmieściach, gdzie nikogo nie będzie razić. ,,Rzym nie widział nowoczesnego budynku od połowy stulecia. To miasto zatrzymało się w czasie”, mówił architekt, bardzo poruszony protestami. Jak na ironię, Meier nigdy nie był zwolennikiem awangardy, a muzeum, które ostatecznie przetrwało polityczną zawieruchę, teraz nikogo już nie drażni. Dzisiaj twórca ma w zwyczaju mówić, że ,,każdy budynek, który wywołuje dyskusję czy polemikę, ma w sobie coś dobrego. To sprawia, że ludzie się angażują”. 
W zamieszaniu wokół Ara Pacis umyka fakt, że Meier pracował w Rzymie już wcześniej. Kościół Jubileuszowy z 2003 r. jest jednym z jego najbardziej rozpoznawalnych projektów, a także największą ekstrawagancją geometryczną, na jaką sobie dotychczas pozwolił. Szereg łukowatych ścian, które tworzą południową elewację kościoła, to budowlany majstersztyk. Betonowe skorupy, z których każda waży ponad osiem ton, podzielono na segmenty i po kolei dowożono na plac budowy, pobijając ówczesny rekord dotyczący budowy z gotowych elementów. 
,,Inwestorzy wierzą, że dobrym architektom płaci się więcej. To nieprawda”, ogłosił kiedyś Meier, podsumowując ponad 50 lat pracy. Pomimo ukończonych 79 lat kursuje pomiędzy Nowym Jorkiem a Los Angeles, gdzie prowadzi drugie biuro. Dużo rysuje, zapełniając kartki notesu dokładnymi szkicami. Ostatni prawdziwy modernista, ci nowi od szkicowników wolą komputery. 


W zasadzie powinienem dokończyć rozpoczętą w poprzednim numerze opowieść o Azji, gdzie po przygodach w Malezji, na wyspie Langkawi i w Wietnamie, w Sajgonie, poleciałem do Tajlandii, ale pomyślałem sobie, że raz, co za dużo to niezdrowo, dwa, sam Bangkok to za mało, żeby napisać fajnie o tym kraju.

Urzeczeni niezwykłością tego kraju postanowiliśmy opisać to, co przez kilka dni udało nam się tu zobaczyć, czego posmakować i czym nacieszyć oczy
 

Sztuka jako odtrutka na rzeczywistość. Sztuka jako lustro, bo kto inny pokaże dosadniej? I wreszcie sztuka jako wyraz kontestacji.