zachwyt, inspiracja, pragnienia, zmysł, smak, ciekawość, zapach, pożądanie, piękno

Peter Zumthor. Architektura bez kompromisu

Architektoniczna pielgrzymka zaczyna się zwykle od drzwi jego pracowni, a kończy na termach w Vals, które przyniosły Zumthorowi międzynarodową sławę. Tymczasem laureat prestiżowej Nagrody Pritzkera, który projektuje od Szwajcarii po USA, woli pozostać w cieniu. Na co dzień żyje jak mnich i gdyby miał wybór, najchętniej nie wystawiałby nosa ze swojej samotni u podnóża Alp.

,,Pierwsze dziesięć lat mojej kariery było ucieczką przed ojcem” – powiedział Peter Zumthor w 2011 r., nawiązując do początków pracy w zawodzie architekta. Oskar Zumthor, stolarz meblowy z Bazylei, miał jedno życzenie – aby jego najstarszy syn wyuczył się praktycznego zawodu i przejął rodzinny warsztat. Po czterech latach nauki rzemiosła młody Peter nie wiedział jeszcze, czym dokładnie chce się zajmować w przyszłości. Był natomiast przekonany, że nie sprawdza się przy maszynie stolarskiej. Zapisał się do Akademii Sztuk Pięknych i Rzemiosła w rodzinnej Bazylei, aby po kolejnych czterech latach wyjechać do Nowego Jorku na stypendium do prestiżowego Pratt Institute. 
Pracę na własny rachunek zaczął w roku 1979, otwierając niewielkie biuro w Haldenstein, malutkiej wiosce u podnóża Alp. Siedem lat później przeniósł pracownię do budynku własnego projektu, niczym niewyróżniającego się drewnianego domu o dwuspadzistym dachu i niewielkich oknach. Budynek stoi do dzisiaj, a jedynym znakiem, że za zbitym z desek płotem mieści się pracownia sławnego architekta, jest mikroskopijny napis na dzwonku do drzwi. Atelier Zumthora, w zależności od liczby projektów, zatrudnia od 15 do 30 osób, głównie młodych projektantów zaraz po studiach, których zdrowie i zapał pozwalają na pracę bez ograniczeń i bez spoglądania na zegarek. To cena, którą trzeba zapłacić za ponadprzeciętną architekturę. Patrząc na współczesne projekty Zumthora, trudno uwierzyć, że początkowo zajmował się on konserwacją zabytków, a w szczególności wiejskiej zabudowy szwajcarskiego kantonu Gryzonia. To nietypowe zajęcie pozwoliło mu dogłębnie poznać lokalne techniki budowlane oraz materiały typowe dla regionu północnej Szwajcarii, co zaowocowało w wielu późniejszych projektach, takich jak termy w Vals. Wbudowany w górskie zbocze hotel i spa to kwintesencja stylu architekta. Prosta, kubiczna bryła skrywa labirynt basenów i łaźni zasilanych wodą z naturalnych źródeł termicznych. Większość pomieszczeń została wykończona płytami z typowego dla doliny Valser kwarcytu, który w połączeniu z delikatnym oświetleniem sprawia, że czujemy się niczym we wnętrzu podziemnej groty. 
Lokalne materiały odegrały ważną rolę w innym projekcie Zumthora – kaplicy polowej Świętego Klausa na obrzeżach niemieckiego miasta Mechernich. Ta niewielka budowla, przypominająca głaz porzucony na środku pola, została wzniesiona rękoma miejscowych rolników i funkcjonuje na co dzień bez jakichkolwiek udogodnień w postaci wody i prądu. Na szczególną uwagę zasługuje konstrukcja budynku, której punktem wyjściowym było 112 pni drzewnych ustawionych w kręgu przypominającym wigwam. Na tak przygotowany szkielet od zewnętrznej strony wylano beton, dokładnie otulając drewniane elementy. Gdy konstrukcja stężała, pnie zostały wypalone, a ich osmolone odciski w betonowej ścianie utworzyły przepiękny relief, podkreślający mistycyzm i surowość wnętrza kaplicy. 

Wiosną 2009 r., na krótko przed 66. urodzinami, Zumthorowi przyznano Nagrodę Pritzkera – najwyższy laur w dziedzinie architektury, i 100 tys. dol. w gotówce. Jury zwróciło uwagę na ponadczasowy charakter twórczości Szwajcara, a także jego wrażliwość na otoczenie i szacunek dla ducha miejsca. Z dnia na dzień nazwisko Zumthora urosło do rangi marki, przyciągając uwagę mediów, a w następnej kolejności inwestorów z całego świata. Ten ze stoickim spokojem odebrał nagrodę i wrócił do swoich zwyczajów. 
,,Chcę pracować z ludźmi o wyrafinowanym guście, których interesuje dobra architektura, a nie moje nazwisko” – skwitował szum wokół swojej osoby. Ale czasem rozgłos jest potrzebny, szczególnie że Zumthor nie należy do towarzyskich i nie przepada za marketingiem. Jeszcze przed przyznaniem Pritzkera wieści o utalentowanym mnichu z północnej Szwajcarii dotarły za ocean, przynosząc mu nietypowe zlecenie. W 2007 r. młody i przedsiębiorczy dyrektor Muzeum Sztuki w Los Angeles, Michael Govan, odbył podróż do Europy, odwiedzając i analizując każdy budynek, który wyszedł spod ręki Zumthora. Szczególną uwagę zwrócił na projekty takie jak Kunsthaus w Bregenz, drobiazgowo oceniając, jak budynki Szwajcara służą sztuce. Govan szybko podjął decyzję i jeszcze w tym samym roku Peter Zumthor rozpoczął pracę nad przebudową siedziby największych zbiorów sztuki na zachodnim wybrzeżu USA.
LACMA, jak w skrócie nazywa się muzeum, to nie tylko encyklopedyczna kolekcja rozciągająca się od artefaktów z czasów starożytnej Grecji po obrazy impresjonistów, ale i wyzwanie dla architektów – pawilony wystawowe sąsiadują z liczącym ponad 10 tys. lat naturalnym systemem jezior asfaltowych, których flora i fauna znajdują się obecnie pod ochroną. W efekcie na początku czerwca tego roku otwarto wystawę „The Presence of the Past”, poświęconą przyszłości i planom przebudowy LACMY. 
Wystawa ujawnia plany dwupoziomowego budynku, który z lotu ptaka przypomina jedno ze wspomnianych jezior asfaltowych, jednocześnie łącząc ze sobą pozostałe pawilony muzealne. Całość podpiera się na siedmiu trzonach, które mieszczą w sobie windy i klatki schodowe. Początkowo projekt spotkał się z chłodnym przyjęciem. Najgłośniejsze głosy krytyki dotarły ze strony obrońców przyrody, której w zurbanizowanym Los Angeles jest coraz mniej. Nawet krytycy architektury z uwagą śledzą rozwój muzeum, jako że jest ono ewenementem w twórczości Zumthora. Arbitralny, płynny kształt niczym nie przypomina poetyckich projektów z północy Szwajcarii, a lewitująca bryła budynku w rzeczywistości pochłania większą część sąsiedniego parku. Ale to dopiero zalążek idei, budowa obiektu zacznie się nie wcześniej niż w 2017 roku. Wystawa trwa do połowy września, ale żeby na własnej skórze doświadczyć szwajcarskiego rzemiosła i detalu Zumthora, nie trzeba jechać aż do Los Angeles. Dwa z drewnianych domów w regionie Gryzonii są dostępne do wynajęcia, oferując nie tylko piękne widoki i sąsiedztwo szlaków narciarskich, ale i szwajcarski minimalizm w pigułce. Za 4800 franków szwajcarskich można spędzić tydzień w starannie wykończonych wnętrzach domu w Leis. Warto zabrać ze sobą coś do czytania, ponieważ położona 1526 m n.p.m. wieś liczy nie więcej niż 20 mieszkańców. Bardziej towarzyskim fanom architektury Zumthora można polecić wycieczkę do Vals, gdzie sezon kąpielowy rozpoczyna się już w sierpniu. 


W zasadzie powinienem dokończyć rozpoczętą w poprzednim numerze opowieść o Azji, gdzie po przygodach w Malezji, na wyspie Langkawi i w Wietnamie, w Sajgonie, poleciałem do Tajlandii, ale pomyślałem sobie, że raz, co za dużo to niezdrowo, dwa, sam Bangkok to za mało, żeby napisać fajnie o tym kraju.

Urzeczeni niezwykłością tego kraju postanowiliśmy opisać to, co przez kilka dni udało nam się tu zobaczyć, czego posmakować i czym nacieszyć oczy
 

Sztuka jako odtrutka na rzeczywistość. Sztuka jako lustro, bo kto inny pokaże dosadniej? I wreszcie sztuka jako wyraz kontestacji.