Niech wie, że ja wiem, że to on i niech wie, co myślę o jego zdolności analitycznego myślenia. Słucham więc radia i przeglądam Facebook w telefonie, co jakiś czas odrywając wzrok, żeby o 15 cm przetoczyć samochód do przodu.
Wszystkie piosenki, jakie słyszę, mówią o miłości. Nie o kwiatkach, zwierzątkach, polityce, historii, tylko o miłości. No może z wyjątkiem Nergala, bo on śpiewa o czymś całkiem innym, choć ponoć wszystko jest kwestią interpretacji. Czyli – prosty wniosek – Miłość – to jest to, co właśnie najbardziej ludziom w duszy gra. Eleganckie magazyny kobiece – i męskie zresztą też – rozpisują się na tematy dotyczące wyżej wymienionej. Powstają nowe określenia na uczestników zaistniałych z powodu miłości relacji lub ich braku. Wczoraj na przykład dopadł mnie jakiś facebookowy horoskop i dokładnie przepytał do której kategorii należę: singielka, singielka zakochana, mężatka, mężatka szczęśliwa, mężatka w trudnym związku, rozwiedziona, rozwiedziona nieszczęśliwa, wdowa, w innej relacji. Sporo czasu zajęło mi rozkminienie, do której grupy należę i okazało się że tak naprawdę nie jestem jedynie wdową. Niemniej temat mnie zaintrygował.
Kobiety w moim wieku, po czterdziestce, przyjęto uważać za niewidzialne dla rodzaju męskiego. Niesprawiedliwość przyrodnicza polega na tym, że mężczyzna w tym samym wieku osiąga szczyt swoich możliwości i tak zwany kryzys wieku średniego. Z tego względu w jego towarzystwie zaczyna pojawiać się płeć piękna z rocznika jego córek, z którą zaczyna nawiązywać relacje, rzadko o charakterze towarzysko-intelektualnym (mój nie-mąż twierdzi, że to krzywdzący stereotyp, ale ja mu nie wierzę). Kobieta po czterdziestce szuka partnera w swoim wieku, no i tu koło się zamyka. Może oczywiście się wyłamać i poszukać partnera 10 lat młodszego, ale tu także zaczyna się problem z porozumieniem stron. Starszego od siebie jednak nie zawsze pożąda, z raczej oczywistych względów. Czyli klops. Nie ma miłości. A jednak to głównie młodzież wyśpiewuje o złamanych sercach. Co więc robią kobiety dojrzałe?
Jak wywnioskowałam z rozmów z przyjaciółkami, kobiety dojrzałe zaglądają ukradkiem na Tindera lub eDarling. Choć podobno łatwiej tam znaleźć zdolnego hydraulika niż partnera na życie, panie chwalą sobie relacje zawiązane za pośrednictwem aplikacji, stron internetowych lub króla złodziei czasu – Facebooka. Ok, znaleźć może i łatwo, ale zbudować związek? Dać to się da, ale jak zrobić to sprawnie i bezboleśnie?
Byłam ostatnio świadkiem takiej rozmowy między nastolatką, pracującą zawzięcie kciukami nad swoim smartfonem i jej mamą. Mama pyta: „Córuś a ty notujesz, kiedy miałaś ostatnią miesiączkę?”. Na co młoda podnosi leniwie oczy i z lekką pogardą w głosie oznajmia: „Mamuś, ja do tego mam aplikację w telefonie, tak?”.
Natychmiast przejrzałam App Store i rzeczywiście ją znalazłam. Nie dość, że notuje co i kiedy się zaczyna, kiedy kończy, kiedy powinnaś lecieć po podpaski do apteki, to na dobrą sprawę jak dłużej pogrzebiesz to powie ci ile masz kupić i skalkuluje roczny budżet. Fascynujące.
Od razu przyszła mi do głowy taka odkrywcza myśl, że powoli zbliżamy się do tego momentu, gdy aplikacje w telefonie rozwiążą za nas wszystkie trudne sprawy. Na przykład: spotykasz ciekawego mężczyznę. On ci bajdurzy przez pierwsze trzy randki co to on w życiu nie tego, i jaki z niego kozak. Ty wszystkie dane wpisujesz w odpowiednią aplikację i za chwilę pojawia się odpowiedź – nic z tego nie będzie, szukaj dalej. Po dziesiątej, negatywnej ocenie aplikacja wyrzuca podsumowanie: Kup sobie psa!
Albo aplikacja sugerująca jak się ubrać, żeby wyglądać lepiej niż przyjaciółki, albo taka, która ci powie która z nich to bladź i jeszcze ci przyzna punkty payback. Aplikacja pomagająca użyć stosownych argumentów w rozmowie z szefem o podwyżce albo taki translator tłumaczący to, co mówi do ciebie twoja córka nastolatka. Albo jeszcze lepiej taki, który powie ci jak rozmawiać z twoim facetem żeby zrozumiał o co ci chodzi. I ta mogłaby być nawet płatna!
Aplikacja zastępująca serce? Może i to kiedyś nastąpi. Pewnie byłby to fajny pomysł, może nasze życie uczuciowe toczyłoby się bardziej bezboleśnie. A z drugiej strony, może nie byłoby o czym śpiewać, zarówno będąc dzieciakiem jak i matroną. A to już pewno nie byłoby takie fajne. Zwłaszcza gdy musisz stać w korku.