zachwyt, inspiracja, pragnienia, zmysł, smak, ciekawość, zapach, pożądanie, piękno

Małgorzata Brochocka. Jesienna chłamówka

Powodowana obrzydliwym deszczem za oknem i przemożną chęcią zakończenia doczesnej bytności na tym łez padole, zasiadłam pod kołdrą przed telewizorem. Tym sposobem chciałam dostarczyć sobie rozrywki, żywiąc nikłą nadzieję, że doda mi ona jednocześnie natchnienia i chęci do dalszego życia.
Ponieważ godzina była wczesna, a niechęć do życia przemożna, w rozciągniętej piżamie, z kubkiem kawy umościłam się przed ekranem prezentującym telewizję śniadaniową. 
Z tego, co słyszałam dotychczas, telewizja śniadaniowa ma na celu nie tylko działalność rozrywkową, ale i edukacyjną oraz publicystyczną. Z rozrywki najbardziej rozrywkowi byli prowadzący, ze swadą żartujący między sobą, jednocześnie totalnie olewając gości, którzy też specjalnie dużo na zadany temat nie mieli do powiedzenia. Działalność edukacyjna sprowadziła się do porady, jak z garści tofu, sałaty, orzechów oraz kurczaka z rosołu zrobić czterodaniowy niskokaloryczny obiad, zaś publicystyka – do prób przekształcenia brzydko ubranej młodej damy w ładnie ubraną młodą damę, przez okropnie źle ubraną celebrytkę-stylistkę po nieudanej interakcji z niedouczonym chirurgiem plastykiem. Metamorfoza ponoć zakończyła się powodzeniem, co nijak nie pokrywało się z wyglądem przebieranej, która przed transformacją wyglądała jednak normalnie. Na koniec reklama Perwollu. Depresja brała górę.
Pilot w ręku dał mi poczucie władzy, więc nie ustępowałam i dalej przeglądałam kanały, ale oprócz seriali, z których wszystkie były o tym samym i w każdym grali ci sami aktorzy, nic interesującego nie mogłam znaleźć. Przerzuciłam się więc na
internet, sądząc naiwnie, że tam dowiem  się przynajmniej, co się dzieje na świecie i odwracając tym samym uwagę od ohydnej pogody za oknem. A gdzie tam. Z najpoważniejszych portali można się dowiedzieć, co która celebrytka miała na sobie na otwarciu sklepu mydlarskiego; kto i za ile zrobił sobie biust i z jakim efektem; jest historia o kocie, który zjadł psa w Chinach oraz informacja o tym, który z poważnych dziennikarzy telewizyjnych się rozwodzi oraz dlaczego i jak podzieli majątek. Wiem z plotek i radiowych newsów, że mamy konflikt w Syrii i zamieszki w Egipcie, ale nie bardzo mam skąd się dowiedzieć, czy za chwilę będziemy mieli kolejny światowy konflikt zbrojny, bo wiedza ta najwyraźniej nie interesuje odbiorców, skoro media nic na ten temat nie piszą.
Porzucam internet i wracam do telewizora. Kolejny realitiszoł, rzecz dzieje się w szpitalu na izbie przyjęć, ludzie mają kłopoty, a lekarze próbują ich ratować. Lekarze są dzielni i pełni poświęcenia, do tego bardzo ładni. Odkładam pilot i obserwuję z uwagą. I oczom nie wierzę. Z programu jasno wynika, że statystyczny Polak przyjmowany na ostrym dyżurze to cham niepotrafiący normalnie rozmawiać, bluzgający lub arogancki buc, totalnie pozbawiony jakiejkolwiek kultury osobistej, urągający lekarzom, a jeśli w wydaniu kobiecym, to posługujący się paskudnym językiem godnym bazarowej jędzy. Masakra.
Z trudem dociągam do wieczornego wydania wiadomości. Może coś o tej Syrii. Ale i owszem, dwuminutowy materiał, z którego nic nie wynika, a potem już wiadomości o prawicowej partii i jej prezesie wychwalającym pod niebiosa stadionowych bandytów jako prawdziwych Polaków, o księżnej Kate, która zaraz będzie miała następne dziecko (Boże, kolejna tygodniowa transmisja z porodówki we wszystkich stacjach niusowych, to będzie nie do zniesienia), o tym, że kot zjadł psa w Chinach itp. Dno. Ani informacji, ani rozrywki.
Dużo się mówi o tabloidyzacji mediów. Jak widać po historii z porodem księżnej Kate, nie jest to tylko nasz kłopot. Problem głupiejącego społeczeństwa i ogłupiających je mediów dotyczy pewnie całego świata. Kamil Durczok swego czasu udzielił wywiadu „Gazecie Wyborczej”, w którym stwierdził, iż widz włącza „Fakty” nie po to, aby usłyszeć o wydarzeniach, ale po to, aby zobaczyć „dlaczego Pochanke czy Durczok wybrali te wydarzenia jako warte pokazania. Co o polityce sądzą Kuba Sobieniowski czy Krzysztof Skórzyński”. Otóż Panie Redaktorze, zapewniam, że zarówno mnie, jak i spory procent społeczeństwa interesuje to, co się dzieje na świecie. Zaś przyczyna, dla której Pan albo Pani Pochanke wybrali takie, a nie inne wydarzenia zajmuje mnie tyle co problemy z nadwagą Kim Kardashian. W efekcie tak postrzeganego dziennikarstwa Polacy mający domy lub rodziny w Egipcie doradzali sobie na Facebooku śledzenie telewizji Al Jazeera jako najbardziej miarodajnego i wiarygodnego źródła informacji o zamieszkach. Czy to nie powinno dać do myślenia? Chcę i oczekuję od telewizji i innych mediów informacyjnych, że będą mnie rzetelnie i obiektywnie informować, zaś telewizyjne programy rozrywkowe dostarczą mi inteligentnej rozrywki, a nie będą raczyć poziomem urągającym IQ przeciętnego idioty. Hołdując prostactwu, chamstwu i głupocie, nie da się naprawiać rzeczywistości.
Nie poddałam się depresji, włączyłam kanał z filmami rysunkowymi dla dzieci. „SpongeBob kanciastoporty” zajął mi resztę wieczoru. I była to najlepsza dostępna rozrywka. Śmiałam się do rozpuku.


W zasadzie powinienem dokończyć rozpoczętą w poprzednim numerze opowieść o Azji, gdzie po przygodach w Malezji, na wyspie Langkawi i w Wietnamie, w Sajgonie, poleciałem do Tajlandii, ale pomyślałem sobie, że raz, co za dużo to niezdrowo, dwa, sam Bangkok to za mało, żeby napisać fajnie o tym kraju.

Urzeczeni niezwykłością tego kraju postanowiliśmy opisać to, co przez kilka dni udało nam się tu zobaczyć, czego posmakować i czym nacieszyć oczy
 

Sztuka jako odtrutka na rzeczywistość. Sztuka jako lustro, bo kto inny pokaże dosadniej? I wreszcie sztuka jako wyraz kontestacji.