Jak mówił, kobiety i drzewa mogą być dowodem na istnienie Boga, pomimo że sam w niego nie wierzył. Czarno-białe, zmysłowe ujęcia w minimalistycznych wnętrzach zabierają nas w nostalgiczną i wysublimowaną podróż po krajobrazach kobiecego ciała.
To nie przypadek, że Jean Loup Sieff był jednym z najbardziej cenionych fotografów swojego pokolenia. Doskonałe wyczucie w operowaniu światłem, fascynacja bezruchem i oszczędna forma to elementy wyróżniające jego czarno-białe prace spośród innych. Chłodna elegancja, wysmakowany styl, niezwykła wrażliwość, niesamowita gra światła i cienia wydobywają na powierzchnię to, co kryje się w duszy modela. Sieff wykorzystuje szerokokątny obiektyw, który nie był w tamtych czasach powszechnie używany przy fotografowaniu ludzi, oraz korzysta z jednego źródła światła. Dzięki temu uzyskuje nowatorski efekt i wyprzedza swoje czasy. Jego prace są zanurzone w atmosferze marzeń sennych, emanuje z nich spokój i prostota. Nawet w rzeczach z pozoru banalnych (biały ręcznik w hotelu Couronnex Vevey) potrafił dostrzec coś wyjątkowego. „W fotografii interesuje mnie wszystko. Odczuwam takie samo zaciekawienie nagim kobiecym ciałem, krajobrazami, portretami i czymkolwiek innym. Akt jest formą krajobrazu. Nie ma powodów, dla których robię takie, a nie inne zdjęcia, nie podporządkowuję się żadnym zasadom. Wszystko zależy od nastroju chwili i modelki”, mówił o swoim podejściu do fotografii. Rodzice Jeana byli polskimi emigrantami. Urodził się w Paryżu w 1933 r. i miał obywatelstwo francuskie. Na 14. urodziny, dokładnie dwa lata po zakończeniu II wojny światowej, dostał od swojego wujka pierwszy aparat fotograficzny, plastikowy Photax. „Gdybym nie otrzymał tego aparatu, dziś bym może był aktorem, filmowcem, pisarzem albo żigolo”, wspominał. W pierwszej kolejności fotografował zniszczony Paryż, miejsce swojego utraconego dzieciństwa, oraz koleżanki, które poznał podczas wakacyjnej wizyty w Zakopanem. Po krótkiej fascynacji kinematografią, dziennikarstwem i literaturą rozpoczął ukierunkowaną na fotografie edukację w Paryżu, w Vaugirard School of Photography, a potem kontynuował ją w Vevey School w Szwajcarii. Jako student nie próżnował i chętnie brał zlecenia reporterskie dla prasy. Właściwie nim ukończył studia, ugruntował sobie solidną pozycję zawodową. Zaczął od kariery freelancera, realizując sesje modowe dla „Elle”. W wieku 25 lat trafia do legendarnej agencji fotograficznej Magnum, założonej w 1947 r. przez Roberta Capa, Henriego Cartiera-Bressona, George’a Rodgera, Davida Seymoura i Billa Vandiveta. Jean wyjeżdża do Włoch, Grecji, Polski i Turcji, skąd przywozi znakomite fotoreportaże. Jest to najmniej znany okres jego twórczości. Uwiecznia polskie robotnice w fabryce samochodów, kardynała Wyszyńskiego, ludzkie szkielety w katakumbach w Palermo, robi reportaż z planu filmowego Marco Ferreriego, a do historii fotografii przechodzi zdjęcie z przepychającą się przez tłum zakonnicą. W 1960 r. zrezygnował z pracy w Magnum i poświęcił się fotografii modowej. Wyjechał do Nowego Jorku, gdzie robił zdjęcia dla magazynów „Look”, „Vogue” i „Harper’s Bazaar”. Jego prace zaczęły być podziwiane i rozpoznawalne, m.in. kobieta z wiolonczelą. Na zdjęciu widać tylko nogi, pomiędzy którymi stoi wiolonczela, i rękę ze smyczkiem, zaś reszta ciała tonie w głębokim cieniu.