Dziewczęcy wdzięk Jean przyciąga mężczyzn, ale ona nie wikła się w romanse, co najwyżej angażuje się platoniczne. Mąż bywa zazdrosny, ale Jean stawia sprawę jasno: kobietom zdarzają się zauroczenia „złymi chłopakami”, ale na życie wiążą się z tymi dobrymi. Takimi jak jej mąż.
ak się zaczyna ta historia. Kończy się następująco: Jean ginie zamordowana przez kochanka, wcześniej sama zabija męża. Traci pracę. Przyjaciółka odwraca się od niej, a nawet odwodzi adoratora Jean od prób ratowania tejże: „Zostaw ją. Dokonała wyboru”.
Co się stało z tą poukładaną kobietą i jej szczęśliwym życiem? Czemu tak skończyła?
Cofnijmy się w czasie. Jako dziecko Jean w wypadku samochodowym straciła przyjaciółkę. Ta śmierć wtrąciła Jean w stan katatonii. Przy okazji ujawniła się pewna psychiczna odmienność dziewczynki – okazało się, że potrafi wyczuwać nadchodzące niebezpieczeństwo. Umie się również posługiwać telekinezą. Odkrycie tych cech u córki przeraziło jej rodziców. Kiedy spotykamy Jean po raz pierwszy, jest zamkniętą w sobie dziewczynką, gniewnym zwierzątkiem, do którego matka i ojciec odnoszą się z mieszaniną lęku i zakłopotania. Na wizytę profesora Charlesa Xaviera i jego odwiecznego przyjaciela-wroga, niejakiego Magneto, Jean reaguje z rezygnacją – wie, że jest inna, ale jest pewna, że nikt nie może jej pomóc. Nie pomogli jej nawet rodzice; stan, który nazwali „chorobą”, odsunął ich od niej. Dlatego, gdy dwaj panowie siadają naprzeciw niej i twierdzą, że mogą jej pomóc, Jean szybko przeszukuje ich umysły w poszukiwaniu dobrych intencji. „Jesteśmy tacy, jak ty” – zapewniają, a ona wzrusza ramionami i pokazuje palcem za okno: samochody parkujące przed domami w spokojnej, podmiejskiej dzielnicy właśnie unoszą się kilka metrów nad ziemię, a woda ze szlaucha sąsiada podlewającego ogródek zaczyna sikać ostro w górę, zamiast w dół. Jean radzi sobie z grawitacją, ale nie ze sobą. Urodziła się inna, wyrastała czując niechęć do samej siebie za to, że taka jest; wrogość, może i obrzydzenie – to, jaka była, zabierało jej miłość tych, których kochała.
Dziewczynka podejmuje decyzję – przyjmuje propozycję profesora Xaviera i zaczyna naukę w jego szkole dla szczególnie uzdolnionych. Xavier pracuje nad jej zdolnościami – blokuje jej specjalne umiejętności zamykając je w podświadomości dziewczyny. Ona nie ma do nich dostępu, tylko on je kontroluje.
W wersji filmowej tej opowieści, czyli w serii X-men, Jean dzięki temu zaczyna tzw. normalne życie. Zakochuje się w koledze ze szkoły, Scotcie, a w wersji komiksowej go poślubia. Pracuje z oddaniem, śmieje się z przyjaciółką, nietypową, jak ona. Ale Storm kontroluje swoje umiejętności (zmienia pogodę), podczas, gdy Jean nie ma kontaktu ze swoimi potężnymi mocami. Żyje poukładanym życiem dając się wyręczać specjaliście, Xavierowi, w uporaniu się ze swoim „problemem”. Ale siły w niej drzemiące budzą się. Ich uwolnienie następuje w momencie, gdy Jean się poświęca – ratuje tych, których kocha: męża, przyjaciółkę, adoratora, profesora Xaviera – z miłości do nich ginie.
Kobieta, która się poświęca dla bliskich – historia stara, jak świat. Można by już tylko wystawić pomnik z napisem: „Jean Grey – żyła, kochała, umarła za swoich”. Ale zanim ktokolwiek zdążył opłakać bohaterkę, ona powstaje zza grobu. Tylko, że nie jest już miłą Jean. Jest wszystkim tym, co Xavier zablokował w jej podświadomości: Feniksem, „czysto instynktownym stworzeniem – samą radością, pożądaniem i… wściekłością”.
Z tak odrodzoną Jean nikt nie chce się przyjaźnić. Boją się jej. Ona sama siebie się boi! Przyjaciółką rejteruje, mąż szuka w niej dziewczyny, w której się zakochał. Więc Jean go zabija. Ten sam los mógłby spotkać i adoratora, ale ten wyczuwa w porę niebezpieczeństwo i choć zakochany, zwalcza nową Jean.
Niebezpieczna na innych, dla samej siebie, wyrywająca się spod kontroli – destrukcyjna furia obraca się przeciw niej samej. Jean rozpętuje piekło na ziemi, nie ma nikogo, kto mógłby ją zwyciężyć. Odważa się do niej zbliżyć tylko nieulękły adorator – po to, żeby Jean wraz z jej siłą zabić.
Potem będzie mu się śniła, pamięć o niej prześladowała, w końcu dokona niemożliwego – cofnie czas, tak, że Jean zostanie przy życiu. Nadludzki czyn, godny super bohatera, jakim jest Wolverine. Tyle, że wskrzesza Jean dawną, pozbawioną własnej mocy. A może widząc, co się z nią stało, przekona profesora Xaviera, żeby pozwolił jej się samej oswoić ze sobą, ze swoimi pragnieniami i siłą? Żeby dał jej szansę polubić siebie. Własnoręczne oswoić siły, którymi obdarzyła ją natura, zamiast je przed nią zamykać.
Myśląc o postaci Jean Grey z X-men zastanawiałam się, czemu odrodzona/uwolniona Jean-Feniks jest taka destrukcyjna? Przedstawienie jej jako dziecka, które nie zna swoich granic, zamiast dorosłego, który się samoogranicza – czy to „natura kobiety”, czy męskie o niej wyobrażenie?