zachwyt, inspiracja, pragnienia, zmysł, smak, ciekawość, zapach, pożądanie, piękno

David Lynch. Byt osobny

W pierwszym zdaniu noty biograficznej na najpopularniejszym polskim portalu o filmach pada stwierdzenie, że David Lynch jest „chyba najbardziej kontrowersyjnym reżyserem naszych czasów”. To ciekawy punkt wyjścia do rozważań o istocie obecności Lyncha w kinie, biorąc pod uwagę fakt,że przecież twórczość innych jego magów, jak choćby Piera Paolo Pasoliniego czy Chana-wooka-Parka i wielu innych, była od twórczości Amerykanina oceniana jako znacznie bardziej „kontrowersyjna”. 
Tajemnica Lyncha kryje się w absolutnie własnej drodze, zaufaniu swojej podświadomości, snom, duszy, co wyklucza już z razu jakąkolwiek inspirację. Wszystkie jego filmy, muzyka którą tworzy, obrazy, posiadają tak zwany lynchowski sznyt, są przesycone mrokiem, ale nie beznadzieją, niepokojem, ale nie rozpaczą, i są na swój sposób do bólu egzystencjalne. Wydaje się, że właśnie ten aspekt najbardziej interesuje amerykańskiego twórcę. Egzystencja jako coś niepojętnego; świadomość, i w ogóle życie, jako niekończący się sen.
Kontrowersja wynika zatem z nieprzystawalności, ale też braku oparcia na jakichkolwiek kliszach. Czasem, jak w najnowszym dziele – Twin Peaks – strumień podświadomości prowadzi reżysera do kolejnych wątków, płynnie przechodzi on z jednej narracji w drugą, zacierając ślady, by potem dojść do wniosku, że jedno bez drugiego nie istnieje. Zdarzenie rodzi zdarzenie, przeplatające się ludzkie losy tworzą jeden świat. Ale w ostatnich latach Lyncha interesuje także jeszcze bardziej niż kiedykolwiek dualizm, dwoistość natury. W Twin Peaks obdarza nią głównego bohatera, jakby sugerując, ale przy tym w ogóle nie banalizując kwestii, że każdy z nas ma swojego doppelgängera, że nie można mówić o jednej osobowości człowieka. Cały serial przesycony jest jak nigdy wcześniej w żadnym z jego filmów gnozą i buddyjskim przeświadczeniem o konieczności i celowości – kapitalny odcinek o niezawinionej, bezsensownej śmierci, w którym zło tylko pozornie triumfuje, gdyż dusza okazuje się być odporna na zniszczenie. Ktoś powie o starzeniu się i szukaniu wytłumaczenia po co to wszystko. Tak, ale… W książce W pogoni za wielką rybą Lynch nie tylko tłumaczy jak to się stało, że zrezygnował z malarstwa i zaczął robić filmy („Pewnego dnia siedziałem w dużym atelier Pennsylvania Academy of Fine Arts. Pomieszczenie podzielone było na mniejsze boksy. Ja siedziałem w swoim; było około trzeciej po południu. Pracowałem właśnie nad obrazem przedstawiającym ogród nocą. Miał dużo czerni, a z ciemności wyłaniały się zielone rośliny. Nagle rośliny zaczęły się poruszać, a ja usłyszałem szum wiatru. Nie byłem pod wpływem narkotyków! Pomyślałem sobie: Jakie to fantastyczne i czy aby film nie jest sposobem ożywienia moich obrazów”), ale także obszernie pisze o znaczeniu medytacji, która daje mu wszystko. Dosłownie. Ten intymny wgląd w siebie owocuje jedyną w swoim rodzaju sztuką. 
To w trylogii Zagubiona autostrada, Mulholland Drive i Inland Empire po raz pierwszy na taką skalę dała o sobie znać obsesja Lyncha o umowności świata, który to temat najpełniej rozwinął właśnie w Twin Peaks, i który zdaje się być jego zwieńczeniem, daniem odpowiedzi, uspokojeniem. Wszystko co istnieje, nie tylko jest nie do wytłumaczenia, ale także kino, chcąc choć zbliżyć się do prawdy o życiu, musi pełnić rolę fasadową, bawić się kliszami, bo oczywiście nic nie jest takie jak się wydaje. Jest przy tym Lynch szalony i krańcowy – jeśli miłość, to jak w Dzikości serca, po grób, jeśli okrucieństwo (choć reżyser przesadnie nim nie epatuje), to w swej istocie zło. I tak dalej, i tak dalej. Zachowuje przy tym Lynch naiwność dziecka i jego czystość. Nieprzystawalność i dziwność jest dla niego fascynującą odmiennością i szansą na szersze zrozumienie tajemnicy. Jeden tylko film nakręcił Lynch „po bożemu” – Prostą historię – który jest dla twórcy, co widzi się dopiero po upływie czasu i jego kolejnych dokonaniach, swoistą cezurą jego twórczości. Głębokim oddechem, punktem stycznym i zarazem rozstajem dróg. 
Ukochany Angelo Badalamenti, twórca muzyki do jego filmów opowiedział jak powstała jedna z ikonicznych kompozycji Laura Palmer’s Theme do pierwszego sezonu Twin Peaks, co mówi chyba o Lynchu więcej, niż on sam chciałby powiedzieć. „David siedział obok mnie i powiedział: Angelo, wyobraź sobie, że jesteś sam w ciemnym lesie i słyszysz szum liści poruszanych przez wiatr i pohukiwania sów. I wyobraź sobie bardzo samotną dziewczynę w tym lesie”. Widzicie to? 


W zasadzie powinienem dokończyć rozpoczętą w poprzednim numerze opowieść o Azji, gdzie po przygodach w Malezji, na wyspie Langkawi i w Wietnamie, w Sajgonie, poleciałem do Tajlandii, ale pomyślałem sobie, że raz, co za dużo to niezdrowo, dwa, sam Bangkok to za mało, żeby napisać fajnie o tym kraju.

Urzeczeni niezwykłością tego kraju postanowiliśmy opisać to, co przez kilka dni udało nam się tu zobaczyć, czego posmakować i czym nacieszyć oczy
 

Sztuka jako odtrutka na rzeczywistość. Sztuka jako lustro, bo kto inny pokaże dosadniej? I wreszcie sztuka jako wyraz kontestacji.