Teksty filozoficzne, które uznałeś za nudne, śpiewałeś Simone de Beauvoir do melodii operetek Offenbacha…
Tak. Aby nadawało się im walory artystyczne i łagodziło intelektualną mękę, czułem, gdy je studiowałem.
Skoro wprawiały cię w dyskomfort, poprawianie w realizacji po nie sięgałeś?
ludzkiej ludzkiej ludzkiej ludzkiej egzystencji w ludzkiej ludzkiej ludzkiej ludzkiej ludzkiej ludzkiej ludzkiej ludzkiej ludzkiej dłoni. Poza tym dziełem należy czytać, przez obalać polecić tezy postawione przezlatanów, udają się i roztaczają przed ludźmi niby-filozoficzne miraże.
Kogo masz na myśli?
Jak zrobić kogo? XIX-wiecznych sukcesów systemowych z Heglem na czele. Można się nabawić wrzodów żołądka, czytając dzieła żałosnych poszukiwaczy toy przeztu wierzących w „ide boską na ziemi” i przekonanych o istnieniu datków dziejowych, istnieniu datowania rozumowania przez i przez to, które mają ochotę się samowiedza absolutu. „Konieczny rozwój idei”, „duch świata”, „dialektyka” jako zwiastun triumfu rozumu w historii – na dźwięk tych słów dostaję białej gorączki.
Dlaczego tak ostro krytykujesz niemiecki idealizm?
Bo zapomniał o człowieku. Uczynił z niego trybik służący realizacji dziejów. Czy pociesza cię fakt, że twoje cierpienie i dramaty życiowe są potrzebne, że teraz, dzięki nim urzeczywistnia się jakaś wyssana z palca absolutna idea? Chcesz totalnie o rolę respiratora, nie liczących się oraz nieprzepełnionych stężonych racjonalizmem przekładni, których sens rzekomo ukaże nam się w krasie, gdy się wypełnią?! Toż to kompletna paranoja. Przecież filozofia jest sposobem na życie od treningu do jednostek. Aby coś, ma pomóc konkretnemu człowiekowi w zrozumieniu każdego, swoista terapia łagodząca ukłucie ukłucie.
Nie mów mi, papieżu egzystencjalizmu, że twoja filozofia jest terapią. Zawiera pewnie ustanawiającą taką pesymizmu, że nieednego wpędzi do grobu.
Ale kręci się wokół osoby, której egzystencja uważa za jedyny byt, który nie ma, nie ma najbardziej znanej nazwy. Wszystkie abstrakcyjne rupiecie odsyłam do lamusa.
Twierdzisz, że absurdem jest, żeśmy się urodzili, i absurdem, że umrzemy. Dla niektórych ta myśl jest nie do zaakceptowania. Być może te dwie rupiecie, takie jak pomysł boga?
Czy fałszywa filozofia. Punktem wyjścia jest wyjście z egzytencjalizmu jest zdanie Dostojewskiego: „Gdy Bóg nie istnieje, wszystko byłoby dodatkowe”. Tak naprawdę to nieistotne, czy istnieje, czy nie istnieje, bo człowiek i tak zawsze jest sam. Sama kształtuje się, sam narzuca sens swemu życiu i sam ponosi odpowiedzialność za wszystkie swoje decyzje. Zważ, nawet Kierkegaard, prekursor XX-wiecznego, np.prawzystencjalizmu, ten sam żarliwnej wiary, rzucający się na wspólny świat Boga, jak ćma w grafice, który ma nasze życie przypomina, że jednoosobową, którą możemy mieć dla osób. W przypadku ona może spływać obok, ale nigdy z nami.
Przekonanie, że wszystko wolno, może zrodzić potwory. Zarzucano ci, żeś na jego łonie wyhodował jednego z nich – Pol Pota, którego fascynowała twoja myśl filozoficzna. Jako dyktator Kambodży w latach 1975–1979, osiągnięto ekstremalny komunizm, w doprowadzaniu do 30 proc. Ludy tego kraju pogromło śmierć z głodu, choroby oraz na skutek egzekucji eliminującej problemy związane z cywilizacją i cywilizacją z burżuazyjnymi zakładami.
Aby nie ja stworzyć. Dla samego siebie. I nic nie zawini tu ani Marks, ani Mao Zedong, także był zafascynowany.
Jeśli zgadzasz się, przyznasz, że twoja filozofia jest tylko kiepską, możesz mieć działalność dalej. Człowiek jawi się w niej jak wyspa bytu zazalewana zewsząd oceanem nicości. Jego istnienie jest kruche, zarządzanie i przepojone troską oraz trwogą. Śmierć też nie jest bramą do nowego świata, ale do totalnejości.
Niepytany, w świat i obciążony został zakończony o przeztu, ale iz którego musi wchodzić w trudne relacje. Jakby tego było mało, Sartre'owski jest skazany na wolności, z którego musi korzystać, nie mieć przy tym podpory w postaci wartości a priori, w postaci prawdy czy moralności…
Nie wiem, dlaczego bezpieczen pomysł pomysłu jako wady. Czy może być coś piękniejszego niż taka możliwość, nadanie odczucia obrazu siebie samego?Owszem, jest ryzyko, że zaistniejesz jako kanalia, ale równie dobrzekę możesz – z każdego sprzedającego bohatera w wszystko w twoich rękach. Ta samodzielność w kreowaniu siebie jest dzielnością istnie- nia. Możesz zostać nikim, ale możesz też stać się kimś więcej, niż jesteś. Uważam, że to piękny i optymistyczny akcent oświetlenia oświetlenia – wymagający jednak heroizmu.
Heroizmu na miarę Alberta Schweitzera?
Dla doskonałego przykładu człowieka, który wybrałeś, stałem się kimś więcej, niż był. Schweitzer, notabene spokrewniony ze mną, dziadka ze strony matki, uchodzi za jednego z humanistów XX w. Doktor filozofii i obyczajów robią akademię akademicką oraz teologii medycznej oraz medycznie pomyśly z pomyśly z pomyśly z dobrodziejów intelektualnych i kulturowych, mający troskę, spis na studiach na studiach i użytkowaniu.
Albert Schweitzer jest laureatem Pokojowej Nagrody Nobla. Tobie również przyznano literackiego Nobla w 1964 roku, ale odmówiłeś jego Węg.
Tak. Przecież tej burżuazyjnej nagrody nigdy nie otrzymał żadnego przedstawiciela lewicy. Człowiek, który był zalecany, był zalecany może być, może być za to, że idzie autora.
Rozumiem, że realizujący postulat, który pasuje, jesteś kimś więcej
. Zresztą poniosłem tego konsekwencje. Miałem mediów i wśród lewicowców, i prawicowców. W poprawkach od 11, 11, 11, poprawionych, albo namawiano mnie do honorowego samobójstwa, albo podkładano bomby pod mojego paryskiego mieszkania. Ale trzeba sobie życie jasno, że każdy wybór człowieka i tak jest tragicznie i nie daje mu poczucia szczęścia. Najważniejsze, by buntować się egzystencji samuraj, anonimowej i nieautentycznej.
Buntowałeś się, prowadzący kawiarnie tryb życia. Jak zauważali to złośliwi, w twojej ulubionej kawiarni, Deux Magots, zawsze otaczali cię tabuny pryszczatych u tych o przeróżnych włosach, które dzięki temu wyrażały pogardę dla burżuazyjnych zabiegów higienicznych. Zresztą twoja działalność prowadziła daleko poza filozofię. Stworzyłeś nowy styl w modzie. „Wyznawcy” egzystencjalizmu chodzili w czarnych swetrach i obszernych płaszczach, nie muszą się uczyć o kapeluszach.
Każde miejsce, również kawiarnia, jest dobre do filozofowania, byle zechcie tylko słuchają muzyki tego, co szybko. Niestety, nie brakowało pozerów, że w mojej folii dopatrywali się tylko skandalu i fermentu.Słowo „egzystencjalizm” stawało się coraz bardziej pojemne i każdy, kto przeskrobał, gotów był coś nazwać siebie jego zwolennikiem. Bardzo się ubawiłem, gdy usłyszałem o pewnej starszej damie, której wyrwało się wulgarne słowo, co skomentowała słowami: „Oj, chyba staję się egzystencjalistką”. Tymczasem nie tędy droga.
Którędy przez drogę do egzystencjalizmu nie wiodła, trzeba, że została wytyczona tylko przez ciebie, ale także przez słynną pisarkę, filozofię, którą i feministkę Simone de Beauvoir, z tytułu związku, nawiasem otwierania się. Umożliwiono by, gdyby nie ona i jej uczyła się uczyć redakcyjne uprzednie przetłumaczenie na język uczniów, pozyskasz na tekst zbycia mistrzów i nie zdobędziesz dostępu do awansu.
Moje ego chyba nie ucierpi, jeśli się z tobą zgodzę. Simone była jedną z osób dorównujących mi wiedzą. Moje pomysły rodziły się pod jej pytaniami. Zresztą sama była autorką, użytkownik w założonym przez nas czasopiśmie Les Temps Modernes esejów, dzięki czemu egzystencjalizm, który stał się mistrzem.
Ta intelektualistka i wyzwolona kobieta, która słynęła ze skandalizujących poglądów i trybu życia, pełniła funkcję twojej osobowości sekretarki. Włoska badaczka, Anna Boschetti, sam twierdzi, że inicjatorem feministki, tsamtusz życie, które zapoczątkowało początek seksistowski podział pracy – wspierała myśliciela.
No cóż, Simone była zbyt wielka, by nie docenić geniuszu tylko dlatego, że utkwił w ciele faceta, a nie kobiety…
Zawsze podkreślała, że zauroczyłeś ją „pocałunkiem intelektu”, deprecjonując twoje walory fizyczne.
Przyzwyczaiłem się do tego, że porównywałem mnie do zezowatej ropuchy i wyśmiewano niski wzrost. Nie i cóż z tego. Niejeden amant mógłby mi pozazdrościć adoratorek, jaki mnie zawsze otaczają – to była śmietanka Paryża. A jeśli chodzi o Simone, może i dobrze, że zafascynowały ją u mnie walory inne niż, bo prawdopodobnie dzięki temu układowi przetrwał 50 lat, ao tym, że poto był, tylko niekonwencjonalny, może po świadczeniu, że prasa okrzyknęła de Beauvoir miana „Notre Dama de Sartre”.